Polmic - FB

archiwum

„Światy Lutosławskiego” w „Tygodniku Powszechnym”

„Światy Lutosławskiego” w „Tygodniku Powszechnym” (2013 nr 4)„Nad armią muzycznych bohaterów walki o Nową Muzykę czuwał jeden generał, wybrany naturalnie, przez aklamację, tylko dzięki artystycznym osiągnięciom, a nie osobistym ambicjom, postać o ogromnym autorytecie, choć niezwykle skromna, życzliwa, stojąca ponad artystycznymi konfliktami i środowiskowymi niesnaskami”... Te słowa, pochodzące z artykułu Daniela Cichego, poświęcone są naturalnie Witoldowi Lutosławskiemu. 25 stycznia przypada setna rocznica urodzin kompozytora, rozpoczynają się też obchody Roku Witolda Lutosławskiego. Z tej okazji „Tygodnik Powszechny” w numerze 4, który do kiosków trafił w środę, 23 stycznia 2013 roku, opublikował obszerny dodatek „Światy Lutosławskiego”.

Uwagę przykuwają wspomnienia zaprzyjaźnionych z Lutosławskim artystów. „Kiedy Lutosławski pisze, że muzykę współczesną spotyka los, na który częściowo sobie zasłużyła, biorąc pod uwagę ilość niedobrych utworów pisanych w naszych czasach, nasuwa się nam od razu analogia z tysiącami byle jakich tomików zniechęcających czytelnika do poezji” – mówi Julia Hartwig, zastanawiając się nad naturą artystycznego talentu: „podobnie jak Miłosz w poezji, Lutosławski nazywa swój talent komponowania darem. U obu artystów, wielkiej przecież miary, odnajdujemy tę samą zasadę wierności sobie i wewnętrznej prawdy”. Ryszard Kapuściński opisywał przed laty Lutosławskiego jako kogoś, kto „potrafił przejąć się czyjąś biedą, nieszczęściem. Kiedy się czasem mówi, że ludzie się dzielą na dobrych i na złych, to on należał zdecydowanie do tych pierwszych. Dobre serce, ogromna życzliwość...” Skrzypaczka Anne-Sophie Mutter wyznaje: „Swoją muzyką poruszył coś w moim sercu, o czym nie wiedziałam, że istnieje. I zawsze, kiedy gram jego utwory, wzruszają mnie one jak mało kogo w pewien bardzo szczególny sposób”, zaś śpiewaczka Jadwiga Rappé wspomina: „Po raz ostatni widzieliśmy się półtora roku przed jego śmiercią. W jego dystansie i wewnętrznym spokoju było wówczas coś nie z tego świata. Nie umiem tego inaczej określić”.

Również zaprzyjaźniony z Lutosławskim, kompozytor i pianista Krzysztof Meyer pisze o muzycznej odrębności „samotnego wilka”: „Lutosławski stworzył styl własny, a przy tym od razu rozpoznawalny – najwyższe osiągnięcie dla twórcy tej epoki. (...) »Kiedyś zapytał mnie pewien dziennikarz amerykański – opowiadał kompozytor – »Czy należy pan do jakiegoś kręgu, czy jest pan samotnym wilkiem?«. Odpowiedziałem: »Jestem samotnym wilkiem«”. Danuta Gwizdalanka, współautorka najpoważniejszej monografii życia i twórczości Lutosławskiego kreśli portret muzyka, który „z rozległej palety orkiestrowych brzmień układał dzieła dramatyczne i poetyckie. Tworzył muzykę zwiewną i mieniącą się delikatnymi barwami, ale także poruszającą – czasem za sprawą harmonii, a w późniejszych utworach dzięki pełnej ekspresji melodii”. I który powtarzał: „Moje wysiłki nie mają na celu zjednania jak największej ilości słuchaczy i zwolenników. Nie pragnę zjednywać, natomiast pragnę odnajdywać. Tych, którzy w najgłębszych warstwach duszy czują tak samo jak ja”.

W szkicu Doktor Lutosławski i pan Derwid Dorota Kozińska przypomina mniej znane, „rozrywkowe” oblicze ukrytego pod pseudonimem kompozytora: „Gdy Lutosławski zabiera się do przełomowych »Gier weneckich«, Derwid pisze kolejne piosenki taneczne. Wśród wykonawców znajdą się Mieczysław Fogg, Irena Santor, Kalina Jędrusik, Violetta Villas i Ludmiła Jakubczak”, zaś Małgorzata Sułek pisze o „twórczości drażliwej”, czyli pieśniach masowych z lat 50. („Mimo rosnącej presji ze strony władz, Lutosławski po napisaniu kilku utworów o wznoszeniu Nowej Huty czy poczynaniach Służby Polsce więcej dzieł tego rodzaju ogłaszać nie zamierzał”). „Dojrzałe utwory Lutosławskiego, takie jak dwie ostatnie symfonie, dołączają dziś do »żelaznego« repertuaru filharmonii na świecie, obok dzieł choćby Brahmsa, Schumanna czy Dvoraka” – wskazuje Beata Bolesławska-Lewandowska, zaś Jan Topolski zastanawia się, dlaczego młodzi polscy twórcy tak rzadko podejmują dziś dialog z autorem „Gier weneckich”: „Jaki jest dziś mit Lutosławskiego? To kompozytor żyjący w splendid isolation, niepodważalny autorytet, dowcipny aforysta, mistrz warsztatu. Trudno nawiązać dialog z postacią z cokołu”.

Jednym z najciekawszych materiałów Dodatku to błyskotliwy i dowcipny Alfabet Witolda Lutosławskiego, którego autorem był zmarły w zeszłym roku Andrzej Chłopecki. Znajdziemy tu hasła takie jak „A-AWANGARDOWOŚĆ” („nie antyawangardowość i nie awangardowość”), „JACHT” („wielce osobliwy i ulubiony środek transportu w czasie, gdy na uchwycenie inspiracji nie czeka biurko, papier i ołówek”), „TALENT” („nie powód do dumy, lecz dobro powierzone w depozyt do administrowania”) czy „ZIMERMAN KRYSTIAN” („w swej niezwykłej dociekliwości rozważał, czy aby do partytury »Koncertu fortepianowego« nie wkradł się błąd; błędu jednak nie było”).

„Witold był otoczony bodaj najczulszą opieką matki – może z powodu najtrudniejszych warunków, w jakich przyszło mu spędzić dzieciństwo. Jako dorastający chłopak został z matką sam i rychło to on musiał się nią opiekować” – przypomina Grzegorz Michalski, opowiadając dzieje niezwykłej rodziny, w której byli „ziemianie, księża, filozofowie, chemicy i komentatorzy Platona...”, zaś w „Tygodnikowych” „Światach...” znajdziemy też obszerne kalendarium życia i twórczości Lutosławskiego (jego autorem jest Krzysztof Komarnicki).

Całość dopełniają przygotowane przez Jakuba Puchalskiego przewodniki po płytach z muzyką Lutosławskiego i książkach poświęconych kompozytorowi, a także artykuł Stanisława Będkowskiego o przechowywanych w Szwajcarii archiwaliach artysty: „W Archiwum Sachera korespondencja Lutosławskiego zawarta została na 12 rolkach mikrofilmowych, co w sumie daje około 28500 klatek. Sześciomiesięczne stypendium to nieco ponad 39 tys. roboczych minut, co daje 0,72 minuty na jedną klatkę”...