To właśnie ten cykl tegorocznego festiwalu został określony jako jego serce. Trzy koncerty „klasyczne” wypełniła głównie twórczość amerykańskich ojców minimalizmu. Specjalnie na tę okazję do Krakowa przyleciał Philip Glass (na zdjęciu), a jego wizytę można uznać za najważniejszy punkt "Sacrum Profanum" 2014.
Ku uciesze publiczności przed poniedziałkowym koncertem (15 września) w Teatrze Łaźnia Nowa odbyło się spotkanie z kompozytorem. Przez ponad godzinę Philip Glass opowiadał m.in. o pierwszych kontaktach z XX-wiecznym repertuarem w sklepie muzycznym ojca, swoim pobycie w Paryżu i studiach u Nadii Boulanger czy znajomości z Ravim Shankarem, dzięki któremu odkrył bogactwo muzyki world. Pytany o podstawową wskazówkę, jaką mógłby dać młodym kompozytorom, wskazał na niezależność, a samo komponowanie określił jako „odpowiedź na wewnętrzne wezwanie”. Po rozmowie nastąpiło spotkanie z twórczością Glassa – jego 20 etiudami na fortepian. Cykl ten był pisany z myślą o udoskonaleniu techniki kompozytorskiej i stanowi rodzaj przygotowania do stworzenia koncertu fortepianowego. W latach 90. powstało szesnaście utworów, zaś prawykonanie czterech ostatnich odbyło się w 2012 roku, w ramach obchodów 75. rocznicy urodzin Glassa. W Krakowie usłyszeliśmy kompletny cykl w szczególnym wykonaniu - pojawiających się na scenie kolejno: Piotra Orzechowskiego, Maki Namekawy i samego kompozytora. Pozwoliło to ukazać całą feerię środków kompozytorskich i wykonawczych, połączonych ideą lirycznego minimalizmu. Intrygował zarówno dżentelmeński charakter interpretacji Pianohooligana, głęboki dźwięk japońskiej pianistki, jak i nieregularność gry Glassa. Nastrój utworów podkreślały tajemnicze, nocne pejzaże wyświetlane w głębi sceny.
Trzy lata temu w Krakowie gościł inny pionier minimalizmu - Steve Reich. Na amerykańską edycję "Sacrum Profanum" zawitał też wówczas m.in. Jonny Greenwood z Radiohead, co zaowocowało współpracą między wymienionymi artystami. Na podstawie utworów: Jigsaw Falling into Place i Everything in Its Right Place z repertuaru formacji brytyjskiego gitarzysty Reich stworzył Radio Rewrite. To godny odnotowania gest kompozytora, którego język muzyczny zburzył niejeden mur między muzyką popularną i klasyczną. Utwór został wykonany po raz pierwszy w Polsce na wtorkowym koncercie (16 września) przez zespół Alarm Will Sound, znany m.in. z akustycznych aranżacji utworów Aphex Twina. Tego wieczoru zabrzmiały jeszcze trzy inne kompozycje Reicha: Clapping Music (z kilkoma klaskającymi grupami wykonawców, rozmieszczonymi w różnych częściach sali, co dało ciekawy efekt akustyczny), Four Genesis Settings (czyli fragmenty opartej na historii Abraham opery The Cave, z typowym dla kompozytora powiązaniem kształtu fraz z instrumentalnych z prozodią tekstu słownego) oraz Piano Counterpoint (aranżacja Six Pianos). Za fortepianem zasiadł John Orfe, który dał się poznać również jako kompozytor w Reich Rewrite – muzycznym kolażu, złożonym z opracowań dzieł amerykańskiego minimalisty.
Twórczość Philipa Glassa zaprezentowano ponownie w środę (17 września), podczas ostatniego koncertu z cyklu Classic!Now. Swobodnie poruszający się między stylami Bang on a Can All-Stars oraz wrocławski duet Skalpel zjednoczyły swe siły, by w duchu ambientu wykonać Two Pages. Wczesne dzieło minimalistyczne Glassa zabrzmiało obok Autumn Music’14 Andrzeja Panufnika, aranżacji czerpiącej garściami z jazzu czy techno. Poza polskimi muzykami specjalnym gościem wieczoru był Lee Ranaldo, współzałożyciel Sonic Youth. Wspólnie z nowojorskim sekstetem wykonał on swój utwór How Deep are Rivers, ewokujący drapieżnym, noise-owym brzmieniem. Z pozostałych mocnych punktów wieczoru należy wymienić m.in. Sago On Ya Rev Dana Deacona, gdzie estetyka noise pojawiła się w formie tła dźwiękowego, emitowanego dzięki specjalnej aplikacji przez telefony komórkowe publiczności. Podobnie jak koncert wtorkowy, również ten odbył się w sali Muzeum Inżynierii Miejskiej na krakowskim Kazimierzu. Miejsce to świetnie korespondowało industrialnym, nowohuckim otoczeniem Teatru Łaźnia Nowa, jednak przy bardzo słabej wentylacji temperatura w środku była naprawdę wysoka, momentami wręcz męcząca. Wszystko przez festiwalowe emocje!
(Marek Dolewka)