Jako kompozytor nie chcę być pierwszym ogniwem obligatoryjnej „humanizacji” ekonomicznej mojego zawodu skutkującej tym, że zarabiają wszyscy, tylko nie ja. Wszyscy, którzy moją i innych muzyką obracają w internecie.
Według niektórych osób nie powinienem zarabiać z racji rozpowszechniania mojej muzyki w internecie, bo moja praca jest usytuowana w mistycznej sferze zatarcia rozeznania, czym jest tworzenie, czym nabycie utworu, a czym jest zarobkowe pośrednictwo w nabyciu utworu. Tymczasem doskonale wiadomo kto daje, kto bierze, a kto dostarcza. Czy mam złożyć moje skromne dochody na ołtarzu rewolucji? Dać je po dobremu proletariuszom internetu? Bo inaczej i tak mi wszystko zabiorą jak niegdyś kułakom. Witajcie w nowym wspaniałym świecie! Tyle tylko, że to ja jestem tym proletariuszem. Poza tym, kiedy chcę swoją muzykę udostępnić za darmo, robię to sam, nie przez praktykowany zabór.
Jestem członkiem ZAiKSu. Nie czuję w nim żadnego garbu w postaci korporacji, która zabiera z pozycji monopolisty pieniądze mnie i moim słuchaczom. ZAiKS i odpowiednie organizacje europejskie to ciała rzeczywiście kierowane i kontrolowane przez twórców, a nie przez krwiożercze i wyalienowane korporacje biznesowe. Takie formy rozpowszechniania twórczości, jak internet, radio, także wykonania „żywe” za granicą wymagają w ściąganiu opłat pośrednictwa, bo sam wszystkiego mieszkając w Polsce nie dopilnuję.