W opublikowanym miesiąc temu wywiadzie z Leonem Botsteinem, rektorem Bard College oraz dyrektorem artystycznym American Symphony Orchestra, wspomniałem, że jest on na naszym amerykańskim rynku muzycznym jednym z niewielu, którzy od lat propagują muzykę Karola Szymanowskiego. Nie powinno więc dziwić, że właśnie dzięki jego staraniom, dwie wielkie partytury Szymanowskiego zostały zaprogramowane podczas popularnego i unikalnego festiwalu Bard Summerscape. Jeśli chodzi o operę Król Roger, było to pierwsze amerykańskie wystawienie owej kompozycji w wersji scenicznej, natomiast pewne wątpliwości otaczały wystawienie baletu Harnasie. Podczas przed-koncertowego spotkania z nadzwyczaj licznie przybyłą publicznością Botstein został skorygowany przez jednego ze słuchaczy (z daleka wydawało mi się, że był to znany polonijny pilar Dr. Tadeusz Gromada), który przypomniał dyrygentowi, że słyszał Harnasie po raz pierwszy w New Jersey w 1979 roku. Dr. Botstein, który zresztą chętnie i otwarcie zaznaczał pewne „luki” w swoich badaniach dotyczących amerykańskich wykonań największego po Chopinie polskiego kompozytora, w dyplomatyczny sposób wybrnął z „konfliktu”, przyznając swemu rozmówcy rację, jednocześnie podkreślając, że on też ma rację, ponieważ autorytatywna wersja którą prezentowano w Bard College, podczas tej serii wykonań otrzymała swą amerykańską premierę. Botstein podkreślił też, że rolą Bard College jest zapoznawanie publiczności z dziełami repertuaru operowego, które albo są zapomniane, albo z jakichkolwiek względów nie prezentowane przez nie dość odważne kompanie operowe.
Podczas prelekcji, zarówno dzięki erudycji prelegenta (nigdy zresztą niepodważalnej) oraz nieoczekiwanie inteligentnym pytaniom ze strony publiczności, dowiedzieliśmy się o operze Szymanowskiego kilku istotnych detali, które – mnie przynajmniej - pozwoliły na zrewidowanie własnej percepcji i dopatrzenie się w kompozycji dotąd nieuchwytnej logiki. Król Roger, nad którym Szymanowski pracował przez szereg lat i do którego wraz ze swoim kuzynem, Jarosławem Iwaszkiewiczem stworzył libretto, nie jest, jak jest powszechnie wiadomo, tradycyjną operą, ale muzycznym psychologicznym dramatem. Nikt w tej operze nie umiera, nikt nie jest zamordowany, nikt (przypuszczalnie) nie zawiera związków małżeńskich.
Niełatwe wokalnie partie solowe traktowane są trochę na sposób instrumentalny i problemem dla śpiewaków pozostaje przebicie się przez orkiestrę. W tym wypadku nie można było nawet zbytnio obwiniać dyrygenta, który znany jest z trochę entuzjastycznego stylu dyrygowania i czasami zagłuszania swoich wokalnych solistów. Pomogło więc nie tylko, że w produkcji Bard College Summerscape zaangażowano solistów zaznajomionych z tekstem opery, ale również to, że byli to pierwszorzędni soliści. Partię Rogera śpiewał baryton Adam Kruszewski, jego żonę Roksanę sopran Iwona Hossa, Pasterza tenor Tadeusz Szlenkier a arabskiego doradcę Rogera, tenor Wojciech Maciejowski. Dwie pozostałe pomniejsze role Diakonisy i Arcybiskupa powierzono kontraltowi Ewie Marciniec oraz basowi Wojciechowi Bujalskiemu. Z Polski przyjechał również Chór Opery Wrocławskiej, który słyszeliśmy również w wykonanych przed przerwą Harnasiach. W Harnasiach po raz pierwszy podczas spektaklu popisał się Tadeusz Szlenkier, który śpiewał słynne solowe fragmenty. Wybitnemu polskiemu artyście, filmowcowi, poecie i reżyserowi Lechowi Majewskiemu powierzono nie tylko opracowanie całości produkcji Króla Rogera (włączając w to reżyserię, scenografię, projekt kostiumów, światła i ruch sceniczny), ale też opracowanie video i światła w Harnasiach, których choreografię opracowała Noemie Lafrance.
Leon Botstein dyrygował swoją American Symphony Orchestra, która moim zdaniem grała tak dobrze…. jak nią dyrygowano. Ja wciąż uważam, że jest to zespół bardzo dobrych instrumentalistów i niejednokrotnie podczas niedzielnego popołudnia dali próbkę swoich niemałych możliwości. Nie ulega wątpliwości, że prawdziwy góralski folklor, na którym opiera się partytura Harnasi, nie jest całkowicie bliski dyrygentowi i że bardziej zawadiacka, idiomatyczna gra orkiestry pomogłaby w prawdziwym delektowaniu się tą kompozycją.
Delektowałem się natomiast bardzo oryginalnym pomysłem Lecha Majewskiego, który jako oprawę graficzną przedstawienia zaproponował wolno poruszający film(w pierwszym momencie sprawiający wprost wrażenie przeźroczy), który pokazuje najpiękniejsze tatrzańskie krajobrazy sfilmowane w wysoce mistrzowski sposób. Nieruchoma, zwierciadlana powierzchnia Morskiego Oka daje artyście pole do filmowego popisu. Ta urzekająca filmowa oprawa była bez wątpienia najciekawszym i najsilniejszym aspektem produkcji, która pod innymi względami pozostawiła wiele do życzenia.