Od autora
Na niniejszą książkę składa się siedem szkiców opublikowanych przeze mnie w latach 1997–2002 w różnych seriach wydawniczych i czasopismach. Przed wydaniem książkowym poddałem je pewnym retuszom i aktualizacji. Szkice te łączy wspólny temat: krążą one mianowicie — bliżej lub dalej — wokół osoby i twórczości Fryderyka Chopina. Pod względem jednak gatunku, formy, języka, także nastroju, w jaki mają wprowadzać, są dość zróżnicowane. Można wśród nich rozpoznać esej, rozprawkę, artykuł, polemikę, opowiadanie, dialog, nawet manifest. Mam nadzieję, że ta świadomie zaprojektowana różnorodność zainteresuje i skłoni do lektury nie tylko muzyków i muzykologów, ale i czytelników niezwiązanych z muzyką profesjonalnie.
W tytule książki oprócz nazwiska Chopina pada słowo „Polska”. Zdaję sobie sprawę, że nie powinno być ono nadużywane, lecz kiedy się pisze o Chopinie, trudno nie napomknąć o Polsce i jej zagmatwanych losach, zwłaszcza jeśli się pamięta, że i samemu Chopinowi losy zniewolonej ojczyzny nie były obojętne. Rzucony na obczyznę, często powracał do niej myślami. Świadczy o tym dobitnie urywek z jego listu, wykorzystany jako motto niniejszej całości (Nie obędzie się bez strasznych rzeczy, ale na końcu tego wszystkiego jest Polska, świetna, duża, słowem: Polska). Ten pełen wiary w pomyślną przyszłość Polski i wręcz profetyczny fragment został napisany przez żarliwego patriotę, a zarazem, jak wiadomo skądinąd, przez prawdziwego Europejczyka, obywatela świata, nielękającego się przedstawicieli innych nacji, niemającego wobec nich kompleksów i potrafiącego zaskarbić sobie ich szacunek i podziw.
Dominującym tematem tej książki jest jednak muzyka, i to muzyka na ogół wysoka.
Trosce o jej przyszłość daję wyraz w pierwszym szkicu, choć piszę w nim także o Michale Kleofasie Ogińskim, na którego polonezach uczył się młody Chopin, o rówieśniku Chopina — Julianie Konstantym Ordonie, i o wielu innych Polakach. Chopin, aczkolwiek wspominany kilkakrotnie, nie jest tam jeszcze pierwszoplanowym bohaterem. Głównymi bohaterami czynię ludzi jego epoki, polskich patriotów, a jednym z głównych tematów tego szkicu staje się niespodziewanie muzyka nam współczesna. Korzystając bowiem ze swobody, jaką daje gatunek eseju, dokonuję swoistej wolty lub suspensji i próbuję pod koniec zdiagnozować kondycję współczesnej muzyki. Pierwszy szkic miałby zatem pełnić tu rolę swoistej uwertury, miałby sygnalizować rozwijane później wątki: muzyki w ogóle, życia i twórczości Chopina oraz losów jego ojczyzny.
W kolejnym szkicu wychodzę od pierwotnej wersji hymnu Boże, coś Polskę (z muzyką Kaszewskiego) i wykazuję, jak mocno Largo Es-dur Chopina, będące autorskim opracowaniem muzyki tego hymnu, jest powiązane z wieloma innymi utworami, nie tylko polskimi, ale pojawiającymi się w całej muzyce europejskiej: od renesansu do czasów najnowszych, od dawnej folii poprzez piosenkę kabaretową do jednego ze współczesnych hymnów państwowych. Muzyka europejska tego okresu operuje bowiem toposami, swojego rodzaju skrzydlatymi frazesami muzycznymi, które rozprzestrzeniają się z równą łatwością, jak idee filozoficzne, społeczne czy polityczne. W szkicu tym zajmuję się jednym z takich toposów, toposem hymnicznym.
Esejowi opatrzonemu podtytułem Pożegnanie Chopina na Woli nadałem tytuł wzięty z incipitu Pieśni z mogiły Wincentego Pola: „Leci liście z drzewa” (do której muzykę napisał zresztą także i Chopin). Ukazując bowiem dramatyczną wędrówkę serca kompozytora, przypominam niektóre momenty z dziejów martyrologii narodowej — nie po to, żeby rozszarpywać zagojone rany i wypominać naszym sąsiadom, co ich ojcowie i dziadowie z naszymi kiedyś wyprawiali, lecz po to, żeby poprzez pamięć o zmarłych (naszych i obcych) ukazać tragiczny absurd wszelkich wojen. Swoistymi lejtmotywami — na wzór muzycznych lejtmotywów — są tu padające wielokrotnie słowa: „serce”, „wola” i „zaduszki” (to ostatnie odnoszące się do takich szczególnych w naszej historii dat, jak rok 1830, 1831, 1939 i 1944).
Przypomnienie pewnych faktów historycznych miałem też na celu, polemizując z jednym z czytelników poprzedniego szkicu, sugerującym, że podczas ostatniej wojny można było w okupowanej Warszawie wykonywać utwory Chopina jawnie i bezkarnie. Powołując się na wspomnienia uczestników tajnego życia muzycznego w stolicy, wykazuję, że było to na ogół niemożliwe. Tylko w pewnych okolicznościach i pod pewnymi warunkami okupant zezwalał na grywanie utworów Chopina. Stawiam jednak pytanie: czy wówczas wypadało je grywać? W tamtych czasach trzeba było bowiem wiedzieć, gdzie i kiedy należało je grać, a gdzie i kiedy — nie wypadało.
Szkic o Chopinowskiej Etiudzie a-moll op. 25 nr 11 stanowi próbę dotarcia do ideowych źródeł tej kompozycji, ale i próbę postrzegania jej samej — w kontekście całej twórczości Chopina — jako źródła inspiracji dla innych twórców. Wokół Etiudy a-moll narosło wiele legend, przydano jej nawet — zapewne wbrew intencjom kompozytora — poetycki podtytuł Zimowy wiatr. Mieczysław Tomaszewski zgromadził w osobnym szkicu poświęconym temu utworowi wiele jego słownych interpretacji autorów XIX- i XX-wiecznych. Niektóre z nich, wiążące utwór na przykład z wiktorią wiedeńską, z ludową piosenką czy z pieśnią kościelną, odrzucam. Badając ewentualne inspiracje, jakie mógł czerpać Chopin z twórczości starszego odeń Karola Kurpińskiego, doszedłem do wniosku, że niewykluczony mógł być także wpływ Chopina na Kurpińskiego.
W następnym szkicu (Melos polski u Chopina) postawiłem tezę, że na muzyce Chopina wycisnęła pewne piętno, w postaci tak zwanej kadencji polskiej, polszczyzna, a ściślej — charakterystyczny dla niej, rozwinięty w XVIII wieku system akcentuacyjny z penultimą czyli akcentem przypadającym na przedostatnią sylabę wyrazu. Kadencja polska, analogiczna do polonezowej, z zaakcentowanym przedostatnim dźwiękiem, stała się normą w polskiej pieśni powszechnej od czasów zaborów przez cały XIX wiek. Analizy moje wykazują nader częste występowanie w twórczości Chopina właśnie takiej kadencji.
Zamykający książkę szkic można uznać za zabawę: i literacką (przedstawiającą wyimaginowaną rozmowę Chopina z Bachem), i muzykologiczną (proponującą nowy system kompozytorski — tetrafonię), ale można w nim dostrzec także pewnego rodzaju manifest muzykologiczny. Sugeruję mianowicie, żeby rozprawy muzykologiczne, których przedmiotem jest wszak muzyka, a więc jedna ze sztuk, same miały coś ze sztuki, a choćby i z muzyki — harmonijną jak ona formę, własny rytm i dynamikę, melodię i wyraz, co nie znaczy wcale, iżby musiały się wyrzec dyscypliny logicznego rozumowania czy też pieczołowitości w dbaniu o historyczną prawdę. Postuluję, krótko mówiąc: więcej muzyki w muzykologii, więcej sztuki w nauce o sztuce, więcej humanizmu w humanistyce!
Tytuły szkiców
- Muzyka i samobójstwo
- Boże, coś Polskę Felińskiego-Kaszewskiego. Inspiracje i echa
- Leci liście z drzewa albo Pożegnanie Chopina na Woli
- Grywanie Chopina w okupowanej Warszawie
- Domniemane źródło Etiudy a-moll zwanej Zimowym wiatrem
- Melos polski u Chopina
- Ach, BACH?! BA,CHopin!