Rok 1960 był dla mnie rokiem szczególnie bogatym, jeśli idzie o twórczość. W ciągu trzech kwartałów napisałem kilka dużych dzieł, z których każde poświęcone było innemu problemowi technicznemu i wyrazowemu.
W Topofonice na 40 różnych instrumentów chodziło mi o specyficznie przestrzenną muzykę kameralną, zaledwie kilkugłosową, o stałej jednak zmienności kolorystycznej, w Concerto per sei e tre – o wyzyskanie możliwości połączenia muzyki o materiale stale zmiennym dla celów muzyki prostej, przystępnej i popularnej (nawiązującej wręcz do polskich tradycji liryczno-melodycznych), w Nonstop na fortepian – o nowe potraktowanie czasu i zależności słuchaczy od niego, w Konstrukcjach łączonych na smyczki natomiast – o eksploatację nieskończonych możliwości konstytuacyjnych w muzyce.
Jeszcze inne zagadnienie pasjonowało mnie w (nagrodzonej na Konkursie im. Fitelberga, 1964) Małej symfonii. Mała symfonia (podtytuł Scultura = rzeźba) napisana jest na wielką solistyczną orkiestrę symfoniczną i ujęta w pięciu stosunkowo krótkich częściach, których plastyczne (stąd rzeźba) zmasowanie dźwiękowe skłoniło mnie do nazwania kompozycji Małą symfonią. Jeśli w innych kompozycjach problemy techniczne (aż po ontologiczne) pasjonowały mnie przede wszystkim, to w tym utworze na pierwszy plan wysunąłem nowy wyraz muzyki, wyraz jednakże nie zbiorowy, lecz odrębny, indywidualny.
Bogusław Schaeffer (tekst w książce programowej „Warszawskiej Jesieni” 1965)