Zaklinając wiatr i urok zapomnienia – polskie prawykonanie "Z Rodu Boreasza" Jeana-Philippe'a Rameau
Ku czemu kieruje swój wzrok Boreasz sprzed warszawskiego pałacu Pod Czterema Wiatrami? 9 października 2014 roku z pewnością spoglądał w stronę Filharmonii Krakowskiej. W ramach festiwalu "Opera Rara" po raz pierwszy w Polsce wykonano tam ostatnią tragedię liryczną Rameau, Z rodu Boreasza, w wersji koncertowej. O ile jednak grecki bóg wiatru północnego zwykle niósł ze sobą chłód, gwałtowność i spustoszenie, to francuski dyrygent Marc Minkowski swoją szlachetną interpretacją rozgrzał serca słuchaczy, fundując im budujące doświadczenie.
To dzieło stanowi szczytowe osiągnięcie muzyki Rameau, jest tym samym czym dla Wagnera "Pierścień Nibelunga". Znakomicie łączy elementy nowatorskie i archaiczne. [...] Podobnie jak "Czarodziejski flet" Mozarta czy "Orfeusz i Eurydyka" Glucka, jest też przesiąknięte filozofią masońską – ocenił Minkowski w rozmowie z Antoine Pecqueur. A jednak, gdy 80-letni Rameau w 1763 roku ukończył Abaris ou les Boréades, nie doczekał wystawienia dzieła. Nieznane są przyczyny przerwania prób – być może wpłynęła na to niechęć Madame de Pompadour, wpływowej faworyty króla Ludwika XV, do kompozytora i jego twórczości. Niewykluczone też, że – jak podejrzewa Minkowski – wynikało to z wysokiego poziomu trudności i innowacyjności tej muzyki. Niestety, Rameau zmarł rok później, a jego opera została zapomniana na dwa stulecia. Ten swego rodzaju testament wybitnego twórcy i teoretyka muzyki został odczytany publicznie dopiero przez Johna Eliota Gardinera. Najpierw, z okazji 200. rocznicy śmierci kompozytora, w 1964 roku na antenie radiowej zaprezentowano dzieło w skróconej postaci. Jedenaście lat później w Queen Elizabeth Hall wykonano jego pełną wersję koncertową. Wreszcie, w 1982 roku na festiwalu w Aix-en-Provence, rozmiłowany w francuskiej muzyce barokowej angielski dyrygent dokonał scenicznej prapremiery tej opery. Rok 1982 okazał się przełomowy dla muzyki dawnej również z innego powodu – to właśnie wtedy powstał kierowany przez Minkowskiego Les Musiciens du Louvre-Grenoble. Specjalizujący się m.in. w repertuarze barokowym zespół gości w Polsce dość regularnie, a dwanaście lat temu w Filharmonii Narodowej wykonał nawet godzinny program złożony z wybranych instrumentalnych fragmentów Boreadów. Trzeba było jednak poczekać do kolejnego wielkiego jubileuszu, by usłyszeć w Polsce kompletną wersję utworu. Rok 2014 ustanowiono bowiem rokiem Rameau z racji 250. rocznicy śmierci francuskiego kompozytora.
Krakowskie prawykonanie pozostanie w pamięci na długo nie tylko ze względu na historyczne znaczenie, ale przede wszystkim na jego jakość. W swojej interpretacji Marc Minkowski podkreślił bowiem to, co w tym dziele najlepsze – oryginalny i dramatyczny charakter. Dowodzeni przez Francuza o polskich korzeniach Muzycy z Luwru ukazali całe bogactwo eksperymentów w zakresie melodyki, rytmu czy instrumentacji. Świetnie sprawdzali się zarówno w fragmentach gwatłownych, złowieszczych (Suita wiatrów), jak i łagodnych, pełnych słodyczy (Wejście Polihymnii; słabości do tego fragmentu nie ukrywa sam Minkowski). Wraz z niemal czterdziestoosobową orkiestrą do Krakowa przyleciało ośmiu solistów. W głównych rolach Alfizy i Abarysa, mitycznych bohaterów uosabiających triumf miłości zdolnej poskromić gniew boga wiatru, usłyszeliśmy Julie Fuchs i Samuela Bodena. Francuska sopranistka zwróciła uwagę zwłaszcza wykonaniem widowiskowej arii Un horizon serein, zdradzającej liczne włoskie wpływy. Jednak to brytyjski tenor swoim naturalnym brzmieniem głosu i wyjątkową wrażliwością wywarł na publiczności najmocniejsze wrażenie. Nie zawiedli również: Chloé Briot (sopran), Manuel Nuñez Camelino (tenor), Jean-Gabriel Saint-Martin, Mathieu Gardon i André Morsch (baryton) oraz Damien Pass (bas). Sukces tego wieczoru współtworzył także chór Aedes, z dużym rozmachem i precyzją wykonujący liczne powierzone mu partie.
Poza Gardinerowskim nagraniem Z rodu Boreasza melomani mogą podziwiać wydaną na DVD sceniczną wersję opery pod dyrekcją Williama Christie. Miejmy nadzieję, że swoją niemal nieskazitelną interpretację zarejestruje też Marc Minkowski (na jego albumie Rameau: Une symphonie imaginaire pojawiły się tylko cztery instrumentalne fragmenty dzieła). Tymczasem warto skierować uszy w stronę Programu Drugiego Polskiego Radia, na którym ma nastąpić retransmisja tegorocznego finału "Opera Rara".
(Marek Dolewka)