Primo: sprawić aby dwa elementy, które w sposób nieunikniony – już choćby poprzez sam fakt umieszczenia ich wobec siebie – wejść muszą we wzajemne relacje (skrzypce i orkiestra), powodowały jednak wrażenie, że są niezależne, bez związku.
Secundo: w ten sposób uzyskać sytuację dramatyczności.
Odrzucam rozwiązanie w duchu Cage'a, ponieważ jest niedramatyczne (zastosowanie przypadku, nałożenie na siebie dwóch osobno skomponowanych partii, etc.). Chodziłoby raczej o to, aby elementy owe pozostawały ze sobą w związku, ale à rebours – jako wyabstrahowane z wzajemności.
Tertio: idea bardziej ogólna: nie skrzypce lecz człowiek; nie orkiestra lecz społeczność. Metafora.
Co do partii solowej: rozwijam tu specyficzną technikę, stosuję środki techniczne gry wynikłe z moich poszukiwań i doświadczeń instrumentalisty, jakie zapoczątkowałem już w cyklu Przędzie się nić... To ma swoje konsekwencje muzyczne – wpływa na brzmienie muzyki.
W klasycznej grze niesłyszalna być musi zmiana pozycji ręki na chwytni. Tu – słyszalna, i więcej – stwarzająca specyficzny efekt dźwiękowy. Stawianie palców na chwytni (kanon właściwego mechanizmu gry w klasycznym podejściu) jest z natury swojej czymś statycznym. To jest właśnie STAWIANIE palców (aby stały, szereg spoczynków palca) na CHWYTNI (a więc chwytanie, przytrzymywanie). Tu cały układ – ramię, dłoń, palce – jest w ruchu, w ślizgu, palce bez pełnego oparcia odpychają się niejako od miejsc określonych wysokości na strunach. Można to przyrównać do dynamicznej jazdy na nartach (narciarz odrywa się od podłoża, leci).
Z tego podejścia wynikają efekty instrumentalne, efekt „kaczki” (płaskiego kamienia odbijającego się od powierzchni wody), figura melodyczna w ruchu glissandowym, glissando flażoletu sztucznego ze zmianą rozstawu palca w trakcie ruchu, imitacje kroków i figur melodycznych i inne.
Koncert dedykowałem Krzysztofowi Bąkowskiemu.
Tadeusz Wielecki (tekst w książce programowej „Warszawskiej Jesieni” 1998)